blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

ze zdjęciem

Dystans całkowity:6798.00 km (w terenie 1745.57 km; 25.68%)
Czas w ruchu:302:23
Średnia prędkość:21.59 km/h
Maksymalna prędkość:79.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:205 (103 %)
Maks. tętno średnie:189 (95 %)
Suma kalorii:119276 kcal
Liczba aktywności:125
Średnio na aktywność:54.38 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Przywitanie wiosny

d a n e w y j a z d u 50.11 km 0.00 km teren 01:57 h Pr.śr.:25.70 km/h Pr.max:49.50 km/h Temperatura:8.0 HR max:183 ( 92%) HR avg:130 ( 65%) Kalorie: 1340 kcal Rower:Accent Tormenta
Poniedziałek, 21 marca 2011 | dodano: 21.03.2011

zdjęcia i opis później


Kategoria 50-100km, s11, sliki, ze zdjęciem

Pruszków

d a n e w y j a z d u 10.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: kcal Rower:
Wtorek, 23 listopada 2010 | dodano: 26.11.2010

Bardzo fajnie, kilometry orientacyjnie


Kategoria 0-25km, s10, ze zdjęciem

Puchar Mazowsza XC Kopa Cwila

d a n e w y j a z d u 18.13 km 18.00 km teren 01:08 h Pr.śr.:16.00 km/h Pr.max:49.00 km/h Temperatura: HR max:205 (103%) HR avg:189 ( 95%) Kalorie: 1324 kcal Rower:Accent Tormenta
Niedziela, 12 września 2010 | dodano: 15.09.2010

Start w XC trochę zlekceważyłem. Godzina jazdy na maksa? Parę podjazdów? Żaden problem, powinno był krótko i lekko. Dlatego pozwoliłem sobie na dobre nawodnienie organizmu wczoraj izotonikami i nie tylko. Wszystko jak się później okaże to był JEDEN, WIELKI błąd. Miała być sielanka, a była rzeź... ale może zacznijmy od początku
Po krótkiej rozgrzewce ustawiam się na starcie w drugiej linii. Chwila na sprawdzenie listy obecności i jedziemy, zdecydowanie za mocno. Próbuję się utrzymać, ale coś ciężko mi to idzie. Na początku stromy podjazd po którym następuje zjazd w stronę dolinki, schody (bądź jak kto wolał, można było objechać bokiem, ale nadrabiało się z 20m), strumyczek i seria paru ostrych zakrętów gdzie przeważnie odpoczywam. Po zakrętach prosty odcinek, dojeżdżamy aż do samej Puławskiej, hopka, mocny zakręt i jazda w stronę kopy. Znów podjazd - łagodny, ale z zakrętami, przy czym ostatni robi się ciężki do pokonania. Zjazd na sam dół i bokiem do następnego podjazdu, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Paręset metrów po płaskim aż do mety i od nowa - tak w wielkim skrócie. Podjazdy przeważnie strasznie strome (niektóre truchtem podbiegam), a zjazdy szybkie. Pierwsze trzy kółka ciężko mi się jedzie. Wyprzedzam dwóch zawodników i to by było na tyle ścigania się. Na czwartym czuję, że meta coraz bliżej więc siłą woli przeciskam pedały. Przy wjeździe na ostatnie kółko dogania mnie pierwszy zawodnik z WKK i dostaję dubla. Ostatnie, piąte okrążenie jadę już na luzie, bo za mną nikogo, przede mną też.
Totalna porażka. Puls średni jak dla mnie najwyższy jaki miałem kiedykolwiek, że o maxie już nie wspomnę. Na pocieszenie mam przynajmniej fajne fotki:)
W elicie wygrywa Tomasz Szala z WKK, brak Kasii, którą przypadkiem spotykam. Mocno poobijana Gosia wygrała w juniorze młodszym. W Welodromie też mieli jakieś pucharek, chyba Jarka. Gratulacje!



Kategoria 0-25km, ro, s10, zawody, ze zdjęciem

Tour de Kopyto 2010 - dojazd i powrót

d a n e w y j a z d u 58.00 km 0.00 km teren 02:30 h Pr.śr.:23.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: kcal Rower:Accent Tormenta
Sobota, 11 września 2010 | dodano: 13.09.2010

Do Sławka dojechałem trochę spóźniony, ale zdążyłem na start, który był lekko opóźniony. Po całych zawodach udaliśmy się w składzie: Ewa, Artek, Adrian i ja na jarmark wikingów gdzie upolowaliśmy pewne rarytasy. Chciałem powalczyć z wikingami, ale mnie nie dopuścili... Z jarmarku do Ewy gdzie spożyliśmy pizzę popijając izotonikami. Do domu ciężko się jechało, ale dojechałem!


Kategoria 50-100km, ro, s10, ze zdjęciem

Tour de Kopyto 2010

d a n e w y j a z d u 0.07 km 0.07 km teren 00:02 h Pr.śr.:2.10 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: kcal Rower:Accent Tormenta
Sobota, 11 września 2010 | dodano: 13.09.2010

Szkoda, że nie miałem pulsometru, bo pewnie na starcie miałem puls z 250 uderzeń/min - takie były emocje! Na linii startu zjawiło się ośmiu, bądź siedmiu nieustraszonych kolarzy. Gwizdek sędziego - Sławka i wystartowaliśmy, ale z jaką vervą. Próbowałem za wszelką cenę nie dogonić Artka i Adriana, który (nie oszukujmy się) stójkował. Niestety po 70metrach zrównałem się z Artkiem, a Adriana miałem przed sobą. Przez przypadek wyjechałem za linię co oznaczało DQ. Artek chwilę później również został przyblokowany przez Adriana i wypiął się z pedałów. To się nazywa timowa solidarność. Adrian wyszedł na prowadzenie, ale po niecałej połowie okrążenia przekombinował i też przegrał. Ostatni - pierwsi dwaj zawodnicy zmówili się i przemknęli razem metę z prędkością ponaddźwiękową.
Na szczęście Ewa pokazała kobietom, która drużyna rządzi i wygrała w K open, gratuluję!


Kategoria 0-25km, s10, zawody, ze zdjęciem

Mazovia MTB Marathon - Pułtusk

d a n e w y j a z d u 56.47 km 52.00 km teren 02:13 h Pr.śr.:25.48 km/h Pr.max:49.50 km/h Temperatura:17.0 HR max:198 (100%) HR avg:181 ( 91%) Kalorie: 2300 kcal Rower:Accent Tormenta
Niedziela, 5 września 2010 | dodano: 06.09.2010

Na maraton dojeżdżam z Welodrowcami - Kazikiem i Anią. Pierwsze co zrobiłem to udałem się do biura zawodów opłacić start, bowiem dopiero wczoraj wieczorem dowiedziałem się, że wystartuję w Pułtusku. Po rozgrzewce na wale spotykam sporą część Alumexu i Welodromu. O 10:40 staję w pierwszej ćwiartce drugiego sektora. Metr przede mną widzę Damiana, a parę metrów znajomego z którym "tasowaliśmy" się na trasie w Supraślu i Serocku, w Białymstoku już nieźle mu odjechałem na parę minut:) Start mocny, coś ciężko się jedzie, ale dzielnie wyprzedam. Pierwsze 3-4km to asfalt, Damian powoli oddala się ode mnie, ostatni raz go widzę na wiadukcie. Po wjeździe do lasu o dziwo się w ogóle nie korkuje, nie ma fitowców tym razem, nice:) Puls niestety nie chce podskoczyć w górę, cały czas marne 180-185 a ja prawie wypluwam płuca. W lesie w miarę sucho i twardo więc jest szybko. Parę górek, niektóre podjeżdżam niektóre podchodzę. Grunt, że trzymam tempo reszty zawodników. Po niecałej godzinie muszę trochę zwolnić, jeszcze sporo kilometrów, a sił coraz mniej, o wiele mniej niż na początku. Widzę gdzieś tam z przodu kogoś w koszulce Alumexu, czyżby Marcin? Byłoby świetnie... Niestety chwilę później koszulka gdzieś zniknęła. Przed pierwszym bufetem wyprzedza mnie Justyna z Mbike mówiąc "hej". Jak to?! Przecież ona jedzie z pierwszego sektora, a nie pamiętam, żebym ją wyprzedzam. Po za tym zawsze jechaliśmy równo, a dwie minuty różnicy na starcie wystarczało, abym nie dogonił jej na trasie. Jednak po chwili okazuje się, że gdzieś ją wyprzedziłem. Trochę mnie to motywuje, kryzysik jakby przeszedł, jeszcze krótka chwilka odpoczynku i OGIEŃ! Gonię grupkę, która mi przed chwilą uciekła. Parę sekund na maksa i mam ich. Bufet pierwszy jak i drugi ustawiony w idiotycznych miejscach, akurat tam gdzie było sporo piachu. Żeby było śmiesznie parę kilometrów dalej Juka nas dogania, jedziemy razem w sporym pociągu. Dojeżdża jeszcze gigowiec Paweł. Coś w środku się rozrywa i uciekają mi, trudno... Ostatnie 10km jadę na totalnym zgonie, utrzymuję koło zawodnika za wszelką cenę. Na odcinku na wale próbuję urwać dwóch rywali, ale nie udaje mi się, na finiszu nie mam już najmniejszych szans...
Siadam czym prędzej - czuję zbliżający się skurcz. Tomek "niestety" zaatakował giga, więc się z nim nie po ścigałem:/ Marcin z Blantkiem przede mną. Okazało się, że tym kimś w koszulce alumexu był nie Marcin, a Blantek. W wynikach jestem tuż za pierwszą wśród kobiet Justyną (gratulacje), niecała minuta różnicy, ehh. Kazik również za mną 5 minut. Ania wystartowała na fit i wskoczyła na podium. Ola standardowo też na podium. Gratulacje! Zwycięzca miał czas 1:55, a ja 2:13. Strata mała, ale trasa była zbyt płaska, abym mógł stracić więcej. Pocieszające jest to, że mimo słabiutkiej jazdy utrzymuję bez problemu drugi sektor. Na pewno gdybym wiedział, że wystartuję w Pułtusku inaczej bym potraktował tydzień przedstartowy, przede wszystkim więcej jazdy i snu.
Czas - 02:13:42
Open - 100/515 (01:55:36) 86,5%
MJ - 6/22 (01:59:40) 89,5%



Kategoria 50-100km, ze zdjęciem, zawody, s10, ro

Chojnowski PK

d a n e w y j a z d u 38.24 km 25.00 km teren 01:40 h Pr.śr.:22.94 km/h Pr.max:38.00 km/h Temperatura:17.0 HR max:185 ( 93%) HR avg:140 ( 70%) Kalorie: 1250 kcal Rower:Accent Tormenta
Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 | dodano: 30.08.2010

Rekordowy czas dłuższego okrążenia - 14:43:)


Kategoria 25-50km, ro, s10, samotnie, ze zdjęciem

Tour de Pologne 2010 - Warszawa

d a n e w y j a z d u 68.12 km 0.00 km teren 03:40 h Pr.śr.:18.58 km/h Pr.max:72.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: kcal Rower:Accent Tormenta
Niedziela, 1 sierpnia 2010 | dodano: 03.08.2010

W porównaniu do roku poprzedniego szosowcy przed warszawskimi ośmioma rundami musieli do miasta dojechać z Sochaczewa. Taka ponad stukilometrowa rozgrzewka przed zasadniczym ściganiem na pętlach. Zawodnicy przejeżdżali przez Piaseczno, aczkolwiek wolałem jechać na metę do Warszawy. Na miejscu zjawiłem się dosyć wcześnie, miałem jeszcze niecałe dwie godziny do ich przyjazdu więc pojechałem sprawdzić ośmiokilometrową rundę. Przed przejazdem jeszcze napchałem się rozdawaną nutellą:) Ruch samochodowy był już zamknięty więc miałem tylko dla siebie ulice tj. Czerniakowska lub Gagarina.



Po teście trasy pooglądałem rowery, samochody i autokary.


Międzyczasie spotkałem Pszczołę, Ewę i Artka. Kolarze mieli małe opóźnienie, ale w końcu nadjechali.

Alessandro Ballan

Fura Liquigas'u

Cały czas krążył nad nami helikopter.

Powoli przemieszczaliśmy się w stronę podjazdu na Belwederskiej i zarazem strefy bufetowej.

Po czterech/pięciu okrążeniach postanowiłem zapolować na pamiątkowe bidony i zjechałem na Gagarina. "Złowiłem" jeden Columbii:) Miałem nadzieję na drugi do kompletu, ale nie udało się. Przed siódmym okrążeniem podjechałem na Belwederską gdzie spotkałem jeszcze Perpa, Mhopa, Adriana i dziewczyny.
Po dekoracji pojechaliśmy pod Rurę, a następnie na kebaba. Podobnie jak wczoraj na Puławskiej była cholerna mgła i momentami było zzimno... Od KFC na Poleczkach do Karczunkowskiej skorzystałem z tira, a potem autobusu 715 - było szybko:)


Kategoria 50-100km, s10, sliki, ze zdjęciem

IV Memoriał Bercika

d a n e w y j a z d u 84.39 km 60.00 km teren 04:26 h Pr.śr.:19.04 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:35.0 HR max:198 ( 98%) HR avg:183 ( 93%) Kalorie: 2789 kcal Rower:Accent Tormenta
Sobota, 17 lipca 2010 | dodano: 18.07.2010

Do startu w tych zawodach namawiał mnie rok temu Damian. Wtedy nie pasował mi termin i nie pojechałem. W tym roku zapisałem się na memoriał jeszcze tego samego dnia, którego zaczęły się zapisy.
Przed startem bałem się trochę o dzisiejszą moją predyspozycję, po wypadzie do Szklarskiej Poręby jeszcze nie zregenerowałem się w pełni, ale co mi szkodzi pojechać - jeśli będzie źle potraktuję te zawody rekreacyjnie... taaa, tak samo miało być w Nidzicy :D
Pobudka kwadrans przed szóstą, na rowerze siedziałem pół godziny później mknąc w stronę Kabat do metra. Do Marek dotarłem wraz z Ewą i Artkiem. Pogoda nie za fajna na maraton - za gorąco (mimo, że lubię taką pogodę dziś było wyjątkowo ciepło). Po rejestracji chwila odpoczynku od słońca w cieniu. Po powrocie ze sklepu zjeżdżają się pozostałe osoby od "nas".
O 9:50 ustawianie sektora. Ustawiam się pod koniec - to może być błąd, ale na początku ma być trochę asfaltu. Puls jak dla mnie wyjątkowo wysoki jak na czekanie na start - ponad 120.
10:00 - Start! Od samego początku mocno przesuwam się do przodu.
Trasa bardzo urozmaicona. Parę górek, dużo singli, jedna większa kałuża ze śmierdzącym błotem i jedno miejsce gdzie było prze jezdnie, lecz na trzecim kółku robiło się nie fajnie, no i dużo piachu. Przed startem jednak spodziewałem się większej jego ilości z opowieści osób, które tydzień temu robiły objazd, więc nie było strasznie.
Pierwsze okrążenie nie było dla mnie najprzyjemniejsze. Miałem jakieś głupie myśli, żeby odpuścić, szczególnie na podjazdach. Nie mogłem się rozkręcić, ale mimo to wyprzedzałem, a nie byłem wyprzedzany. Końcówka już szła lepiej. Na stadionie usłyszałem, że jestem w okolicy 35 miejsca. Zmobilizowało mnie to i goniłem jeszcze bardziej.
Drugie okrążenie minęło szybko i bez żadnego bólu. Zawodnik przede mną na asfalcie zaczął finiszować, lecz nawet nie próbowałem dotrzymać mu tempa. Na stadionie zdziwił się, że ma do przejechania jeszcze jedno kółeczko. Oczywiście finisz go tak wykończył, że już go więcej nie zobaczyłem. Miejsce chyba 34.
Na trzecim okrążeniu jakieś 2 km za stadionem miałem mały kryzysik. Piach, który "przelatywałem" na poprzednich rundkach stał się ogromnym wyzwaniem, a podjazdy katorgą. Na szczęście baton i żel (dziś już trzeci) przywróciły moje dobre samopoczucie. Ok 5km później zacząłem czuć, że chyba jest coś nie tak z moją lewą łydką... Za parę minut prawie złapał mnie skurcz - pierwszy raz na zawodach. Odpuściłem lekko i zacząłem napinać mięsień. Po 2-3minutach skurcz był tylko i wyłącznie wspomnieniem. Reszta okrążenia minęła bez przygód.
Na metę dojechałem 33, a w swojej kategorii 4. 4?! Przeanalizowałem kartkę z wynikami i coś mi nie pasowało. Trzeci zawodnik urodził się w 2010roku. Hmmm, żart czy wyprzedzają mnie noworodki? :D Z nadzieją, że raczej to raczej żart od razu zgłosiłem to do pani w biurze zawodów. Wszystko się wyjaśniło i mam 3 miejsce w M1 - drugie podium w tym roku:)
Przed rozdaniem nagród i gondolą uzupełniliśmy jeszcze stracone kalorie i minerały izotonikiem:)
Już po wszystkich udaliśmy się na makaron. Ponoć 500m od stadionu, my błądząc zrobiliśmy prawie 5000m :D Po makaronie i napojach izotonicznych do autobusu. Z autobusu do Sławka (?) na grillowane mięsko. Nie miałem siły i chęci przedzierać się przez Warszawę, więc wybrałem tym razem metro + 727.
Podsumowując maraton świetnie zorganizowany, dużo osób zabezpieczających trasę, która była bardzo dobrze oznakowana. Wiele punktów z wodą i poweradem. Makaron lepszy niż na mazovii, nagrody również...
Pulsy i kalorie tylko z wyścigu
Dystans - 51km.
Czas - 02:30:06
I - 49:07 II - 49:15 III - 51:44
Open - 33/96 (02:00:32)
M1 - 3/6 (02:16:18)
hz0% fz0% pz100%!


Kategoria 50-100km, ro, s10, zawody, ze zdjęciem

7 - Wysoki Kamień, kompletny brak sił

d a n e w y j a z d u 57.53 km 20.00 km teren 04:04 h Pr.śr.:14.15 km/h Pr.max:73.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: kcal Rower:Accent Tormenta
Niedziela, 11 lipca 2010 | dodano: 15.07.2010

Właściwie to już ósmy dzień naszego pobytu w Karkonoszach. Wczoraj jednak prawie cały dzień siedziałem w pensjonacie. Po piątkowej super ostrej pizzy mój żołądek się zbuntował i kompletnie się rozstroił, więc sobotnią wycieczkę musiałem odpuścić:(
Dziś mimo, że nie czułem się jeszcze idealnie pojechałem, nie mogłem stracić następnych podjazdów, zjazdów, widoczków...
Na początku wspinamy się na Wysoki Kamień (1058m n.p.m.).

Pod koniec robi się stromiej, pojawiają się duże kamienie, rower nie chce jechać w górę - musimy chwilkę podprowadzać.

Podejście dało mi trochę w kość, dodatkowo dziś jest ciepło jak w piecu... Lubię takie upały, ale nie w górach. Chwilkę odpoczywamy i kierujemy się w kierunku kopalni kwarcu. Międzyczasie robimy fotki na ogromnych kamulcach

Dojeżdżamy do kopalni, ciekawy obiekt.

Cały czas odstaję mocno od grupy, wczorajsze żołądkowe ekscesy dały mi nieźle w kość. Po dłuższym podjeździe następna, krótsza przerwa

Przed polaną Izerską kończę swoje męczarnie, zjeżdżam sam do Świeradowa. Droga do Szklarskiej prawie cały czas pnie się delikatnie ku górze, najgorsze jest pierwsze 8km.. Odcinek 20km przejeżdżam z aż 3 przerwami.

Przed Zakrętem Śmierci zjeżdżam w lewo i odpoczywam przy widoczku. Niby nic szczególnego, ale obumarłe drzewa na pierwszym planie tworzą fajny efekt.

Wieczorem jedziemy z Łasicem na pociąg. Niechętnie wyjeżdżam, chętnie bym jeszcze trochę pojeździł po górach. Tak wozi się roweru w PKP:)

Podróż strasznie się dłuży, ludzie jest o wiele więcej niż w niedziele tydzień temu...
Wypad do Szklarskiej Poręby lekko mówiąc był niesamowicie udany, oby częściej!


Kategoria ze zdjęciem, Szklarska Poręba 2010, s10, ro, góry, 50-100km