ro
Dystans całkowity: | 4565.98 km (w terenie 1950.00 km; 42.71%) |
Czas w ruchu: | 221:43 |
Średnia prędkość: | 19.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 189 (95 %) |
Suma kalorii: | 86069 kcal |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 50.18 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
4 - Mazovia MTB Marathon Supraśl
d a n e w y j a z d u
132.72 km
65.00 km teren
06:06 h
Pr.śr.:21.76 km/h
Pr.max:54.50 km/h
Temperatura:
HR max:198 (%)
HR avg:181 ( 91%)
Kalorie: 2914 kcal
Rower:Accent Tormenta
Na maraton docieramy trochę rowerami, trochę autobusem number 3.
Generalnie trasa maratonu idealnie ułożona podemnie. Na początku 2-3km asfaltu gdzie doganiam czoło trzeciego sektora. Potem szybkie szutry na których prędkości oscylują w granicach 40kmh, doganialiśmy bez problemu osoby z drugiego sektora, które próbowały jachać solo. Daję kilka krótkich, ale mocnych zmian. Pierwsze 30km mija w ekspresowym tempie około godziny. Druga powoła trasy trochę wolniejsza, pojawiają się górki i szybkie zjazdy również ułożone z myślą o mnie - szybkie, nie wymagające specjalnych umiejętności technicznym. Palce z klamek i jazda. Na podjazdach staram się utrzymywać, ale nawet jeśli ktoś mi ucieknie bez problemu wracam na koło na zjazdach. Były również podjazdy gdzie trzeba było poużywać innych mięśni nóg czyli na piechotkę. Planowałem giga, ale pierwsza połowa trasy była na tyle szybka i mocna, że nie było szans, po za tym czułem zbliżające się skurcze, które ostatecznie odeszły w zapomnienie. Ostatnie 8km ciężkie, każda następna górka coraz bardziej wyniszczała moje zapasy energii. Na całej trasie miałem jedną, krótką wycieczkę w krzaki na wolnym zjeździe i mały problem z przerzutką rozwiązany po kilkudziesięciu sekundach. Na metę wpadam z czasem 2h39m. Rating w open - 86,2%, a kategorii MJ - 93,8%. Mówiąc krótko - najlepszy mój start od początku mej krótkiej "kariery"! Treningi z Artkiem i Ewą są the best, dziękuję Wam:) Przy okazji awansowałem do drugiego sektora.
Z Supraśla do Białegostoku dojeżdżamy rowerami, mam problem z łydką, ale tempo jest spokojne więc ok. Na dworzec również rowerami, a z dworca do Piaseczna też rowerem, w dodatku pojechałem przez ciemny las kabacki. W domu zjawiam się wymęczony po 1.
Dystans - 65km
Czas - 02:39:40
Open - 77/349 (02:17:34)
MJ - 8/13 (02:29:50)
hz0% fz1% pz99%
Zdjęcia z całego wyjazdu później.
Kategoria 100-200km, Białystok 2010, ro, s10, zawody
3 - to tu, to tam
d a n e w y j a z d u
35.29 km
5.00 km teren
01:54 h
Pr.śr.:18.57 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Jak wczoraj nie wyjeżdżamy za wcześnie. Na początek jedziemy do Wasilkowa odwiedzić Consa i Anię. Znudziła nam się jazda asfaltami więc Artek proponuje małą pętelke po lesie, wszyscy przystają na to. Po uzupełnieniu płynów nad Zalewem ruszamy na grilla do Marcina i Oli gdzie spotykamy jeszcze Radka z Izą. Z grilla najkrótszą drogą ku domowi.
Kategoria 25-50km, Białystok 2010, ro, s10
2 - "trasa zeszłorocznego maratonu"
d a n e w y j a z d u
88.02 km
45.00 km teren
04:49 h
Pr.śr.:18.27 km/h
Pr.max:47.00 km/h
Temperatura:
HR max:175 ( 87%)
HR avg:129 ( 64%)
Kalorie: 2992 kcal
Rower:Accent Tormenta
Pobudka z samego rana o 7, szybkie śniadanie, smarowanie łańcucha i w drogę. Bla, bla, bla.... nie tym razem.
Wstajemy spokojnie późnym popołudniem (14-15), bez pośpiechu ogarniamy się. W okolicach 16-17 wyjeżdżamy w stronę Supraśla. Planowo mamy objechać chociażby kawałek trasy ubiegłorocznego maratonu, bo z giga się raczej nie wyrobimy. Ścieżka asfaltowa z Białegostoku do Supraśla bardzo pozytywnie mnie zaskokuje. We wspomnianym miasteczku wjeżdżamy w las. Na początku szutry, potem prześwietna zarośnięta łąka, wąska, aczkolwiek błotnista rzeczka, następnie szuterki i zbliża się koniec dnia. Jak to?! Trochę nie za wcześnie? Hehe, tak to wygląda jak śpi się do godzin popołudniowych :D Cóż, kierujemy się powoli w kierunku Supraśla do którego docieramy po ciemku. W drodze do Białegostoku towarzyszą nam bezgrzmotne błyskawice, całe szczęście dojeżdżamy do domu na sucho:)
Kategoria 50-100km, Białystok 2010, ro, s10
1 - dojazd
d a n e w y j a z d u
29.75 km
0.00 km teren
01:08 h
Pr.śr.:26.25 km/h
Pr.max:64.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Na Centralny z załadowanym plecakiem, a następnie już w Białymstoku do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania.
Średnia z pierwszych 11km - 35,1 PKSy rządzą.
Kategoria 25-50km, ro, s10, Białystok 2010
IV Memoriał Bercika
d a n e w y j a z d u
84.39 km
60.00 km teren
04:26 h
Pr.śr.:19.04 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:35.0
HR max:198 ( 98%)
HR avg:183 ( 93%)
Kalorie: 2789 kcal
Rower:Accent Tormenta
Do startu w tych zawodach namawiał mnie rok temu Damian. Wtedy nie pasował mi termin i nie pojechałem. W tym roku zapisałem się na memoriał jeszcze tego samego dnia, którego zaczęły się zapisy.
Przed startem bałem się trochę o dzisiejszą moją predyspozycję, po wypadzie do Szklarskiej Poręby jeszcze nie zregenerowałem się w pełni, ale co mi szkodzi pojechać - jeśli będzie źle potraktuję te zawody rekreacyjnie... taaa, tak samo miało być w Nidzicy :D
Pobudka kwadrans przed szóstą, na rowerze siedziałem pół godziny później mknąc w stronę Kabat do metra. Do Marek dotarłem wraz z Ewą i Artkiem. Pogoda nie za fajna na maraton - za gorąco (mimo, że lubię taką pogodę dziś było wyjątkowo ciepło). Po rejestracji chwila odpoczynku od słońca w cieniu. Po powrocie ze sklepu zjeżdżają się pozostałe osoby od "nas".
O 9:50 ustawianie sektora. Ustawiam się pod koniec - to może być błąd, ale na początku ma być trochę asfaltu. Puls jak dla mnie wyjątkowo wysoki jak na czekanie na start - ponad 120.
10:00 - Start! Od samego początku mocno przesuwam się do przodu.
Trasa bardzo urozmaicona. Parę górek, dużo singli, jedna większa kałuża ze śmierdzącym błotem i jedno miejsce gdzie było prze jezdnie, lecz na trzecim kółku robiło się nie fajnie, no i dużo piachu. Przed startem jednak spodziewałem się większej jego ilości z opowieści osób, które tydzień temu robiły objazd, więc nie było strasznie.
Pierwsze okrążenie nie było dla mnie najprzyjemniejsze. Miałem jakieś głupie myśli, żeby odpuścić, szczególnie na podjazdach. Nie mogłem się rozkręcić, ale mimo to wyprzedzałem, a nie byłem wyprzedzany. Końcówka już szła lepiej. Na stadionie usłyszałem, że jestem w okolicy 35 miejsca. Zmobilizowało mnie to i goniłem jeszcze bardziej.
Drugie okrążenie minęło szybko i bez żadnego bólu. Zawodnik przede mną na asfalcie zaczął finiszować, lecz nawet nie próbowałem dotrzymać mu tempa. Na stadionie zdziwił się, że ma do przejechania jeszcze jedno kółeczko. Oczywiście finisz go tak wykończył, że już go więcej nie zobaczyłem. Miejsce chyba 34.
Na trzecim okrążeniu jakieś 2 km za stadionem miałem mały kryzysik. Piach, który "przelatywałem" na poprzednich rundkach stał się ogromnym wyzwaniem, a podjazdy katorgą. Na szczęście baton i żel (dziś już trzeci) przywróciły moje dobre samopoczucie. Ok 5km później zacząłem czuć, że chyba jest coś nie tak z moją lewą łydką... Za parę minut prawie złapał mnie skurcz - pierwszy raz na zawodach. Odpuściłem lekko i zacząłem napinać mięsień. Po 2-3minutach skurcz był tylko i wyłącznie wspomnieniem. Reszta okrążenia minęła bez przygód.
Na metę dojechałem 33, a w swojej kategorii 4. 4?! Przeanalizowałem kartkę z wynikami i coś mi nie pasowało. Trzeci zawodnik urodził się w 2010roku. Hmmm, żart czy wyprzedzają mnie noworodki? :D Z nadzieją, że raczej to raczej żart od razu zgłosiłem to do pani w biurze zawodów. Wszystko się wyjaśniło i mam 3 miejsce w M1 - drugie podium w tym roku:)
Przed rozdaniem nagród i gondolą uzupełniliśmy jeszcze stracone kalorie i minerały izotonikiem:)
Już po wszystkich udaliśmy się na makaron. Ponoć 500m od stadionu, my błądząc zrobiliśmy prawie 5000m :D Po makaronie i napojach izotonicznych do autobusu. Z autobusu do Sławka (?) na grillowane mięsko. Nie miałem siły i chęci przedzierać się przez Warszawę, więc wybrałem tym razem metro + 727.
Podsumowując maraton świetnie zorganizowany, dużo osób zabezpieczających trasę, która była bardzo dobrze oznakowana. Wiele punktów z wodą i poweradem. Makaron lepszy niż na mazovii, nagrody również...
Pulsy i kalorie tylko z wyścigu
Dystans - 51km.
Czas - 02:30:06
I - 49:07 II - 49:15 III - 51:44
Open - 33/96 (02:00:32)
M1 - 3/6 (02:16:18)
hz0% fz0% pz100%!
Kategoria 50-100km, ro, s10, zawody, ze zdjęciem
powrót
d a n e w y j a z d u
19.38 km
0.00 km teren
00:44 h
Pr.śr.:26.43 km/h
Pr.max:51.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Z Centralnego do Piaseczna. Mimo, że było wcześnie (6:00-6:30) na dworze już gorąco.
Tylny Racing Ralph po siedmiu dniach w górach jest zmasakrowany. Strasznie się starł, a niektóre klocki są powyrywane, w paru miejscach poprzecierany na boku...
Kategoria samotnie, s10, ro, 0-25km
7 - Wysoki Kamień, kompletny brak sił
d a n e w y j a z d u
57.53 km
20.00 km teren
04:04 h
Pr.śr.:14.15 km/h
Pr.max:73.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Właściwie to już ósmy dzień naszego pobytu w Karkonoszach. Wczoraj jednak prawie cały dzień siedziałem w pensjonacie. Po piątkowej super ostrej pizzy mój żołądek się zbuntował i kompletnie się rozstroił, więc sobotnią wycieczkę musiałem odpuścić:(
Dziś mimo, że nie czułem się jeszcze idealnie pojechałem, nie mogłem stracić następnych podjazdów, zjazdów, widoczków...
Na początku wspinamy się na Wysoki Kamień (1058m n.p.m.).
Pod koniec robi się stromiej, pojawiają się duże kamienie, rower nie chce jechać w górę - musimy chwilkę podprowadzać.
Podejście dało mi trochę w kość, dodatkowo dziś jest ciepło jak w piecu... Lubię takie upały, ale nie w górach. Chwilkę odpoczywamy i kierujemy się w kierunku kopalni kwarcu. Międzyczasie robimy fotki na ogromnych kamulcach
Dojeżdżamy do kopalni, ciekawy obiekt.
Cały czas odstaję mocno od grupy, wczorajsze żołądkowe ekscesy dały mi nieźle w kość. Po dłuższym podjeździe następna, krótsza przerwa
Przed polaną Izerską kończę swoje męczarnie, zjeżdżam sam do Świeradowa. Droga do Szklarskiej prawie cały czas pnie się delikatnie ku górze, najgorsze jest pierwsze 8km.. Odcinek 20km przejeżdżam z aż 3 przerwami.
Przed Zakrętem Śmierci zjeżdżam w lewo i odpoczywam przy widoczku. Niby nic szczególnego, ale obumarłe drzewa na pierwszym planie tworzą fajny efekt.
Wieczorem jedziemy z Łasicem na pociąg. Niechętnie wyjeżdżam, chętnie bym jeszcze trochę pojeździł po górach. Tak wozi się roweru w PKP:)
Podróż strasznie się dłuży, ludzie jest o wiele więcej niż w niedziele tydzień temu...
Wypad do Szklarskiej Poręby lekko mówiąc był niesamowicie udany, oby częściej!
Kategoria ze zdjęciem, Szklarska Poręba 2010, s10, ro, góry, 50-100km
6 - Przełęcz Karkonoska, wodospady
d a n e w y j a z d u
103.35 km
25.00 km teren
06:45 h
Pr.śr.:15.31 km/h
Pr.max:79.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Wczoraj była "niższa" wycieczka, więc dziś jedziemy w Karkonosze czyli więcej ostrzejszych podjazdów.
Marcin i Ola chcą zdobyć przełęcz Karkonoską, więc tam z początku się kierujemy. Różnica jest taka, że oni jadą przez las i zaczynają podjazd za Przesieką, a ja chcę tym razem podjechać od początku do końca, czyli zaczynam z samego dołu. Do Podgórzyna zjeżdżam główną drogą.
Ciepło i słonecznie dzisiaj, niby fajnie, ale będę toną w strugach potu. Mijam wiele grupek kolarzy, później okaże się, że jutro są Górskie Mistrzostwa Szosowe. Koło stacji orlen zaczynam podjazd. Z początku łagodnie, w Przesiece robi się stromiej. Mimo 5 mocnych dni jazdy po górach nie czuję mięśni, czyżby organizm przyzwyczaił się do tak intensywnego wysiłku? Tym razem na przełęcz wjeżdżam bez żadnych wężyków i jakoś łatwiej mi poszło. Oczywiście wypiąłem się dopiero na samego górze:)
Na górze susze mokre ubrania. Po godzinie czekania zjeżdżam w dół 500m zrobić zdjęcia jak się męczą :D
Po zrobieniu zdjęcia muszę znów podjechać te ostatnie jak dla mnie najgorsze 500m... Chłopaki proponują pętlę 10km, tym razem jadę, bo wiem, że może być ciekawie. Na początku kawałek zjazd drogą do SM, potem podjazd, zjazd żółtym, kawałek po dużych kamieniach, udaje mi się większość zjechać.
Kamienie znikają i pojawia się zjazd. Pod koniec tak rozgrzewam tylną obręcz, że dętka wybucha. Czekamy 3-4 minuty aż obręcz ostygnie i zabieram się za zmianę. Dętka przedziurawiona od strony obręczy, hehe.
Specjalnie się nie spieszę, bo ponoć mamy dużo czasu. Już po serwisie podjeżdżamy prawie aż na samą przełęcz czeską szosą. Marcin i Łasic odjeżdżają mi i spokojnie sam jadę. Na miejscu czeka na nas Ola. Zjeżdżamy do Špindlerůvego Mlýna terenem. Równo na 1000m n.p.m. ja z Olą jedziemy w dół, a chłopaki na około...
W mieście jemy "obiad", jem to samo co wczoraj. W Labskiej zwiedzamy fajną tamę.
Stąd generalnie jedziemy w kierunku Harrachova, ale jak to bywa z Łasicem krążąc. Z głównej drogi zjeżdżamy na przyjemny podjazd wśród drzew.
Zjazd, podjazd, zjazd, podjazd - tak to w skrócie wyglądało. Świetnie mi się jechało, w ogóle nie było chodzenia - idealnie:)
Dojeżdżamy do Labskiej boudy po drodze rozdzielając się. Ola i ja jedziemy krótszą drogą spokojnym tempem. Pod samą boudą robi się ekstra stromo, pewnie z 30%. Prawie na samym końcu ucieka mi przednie koło i muszę podprowadzić parę metrów. Z LB mamy wieeeeele kilometrów zjazdu. Swój rekord prędkości podbijam tym razem na 79kmh!!! Dojeżdżamy do Mumlavskiego wodospadu. Mimo, że jest już późno i zimno wszyscy wchodzimy z rowerami do wody:)
Z Harrachova główną drogą przez Jakuszyce do Szklarskiej Poręby. Standardowo zjeżdżamy na pizzę. W pensjonacie jesteśmy po 22.
Dzisiejszy dzień podobnie jak wczorajszy strasznie przypadł mi do gustu, w dalszym ciągu jeździło mi się świetnie, trasa świetna, towarzysze podróży świetni - czego chcieć więcej?
Przewyższenia - lekko ponad 2000m
Kategoria 100-200km, góry, ro, s10, Szklarska Poręba 2010, ze zdjęciem
5 - Hejnice, Smrk, Stóg Izerski
d a n e w y j a z d u
108.71 km
30.00 km teren
06:51 h
Pr.śr.:15.87 km/h
Pr.max:67.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Jedziemy dziś w Góry Izerskie, czyli powinno być znacznie bardziej łagodnie, powinno...
Podobnie jak wczoraj wyjeżdżamy o 10. Pogoda rana idealna - jest znacznie cieplej i słonecznie. Zaczynamy od podjazdu w stronę Zakrętu Śmierci, lecz przed nim odbijamy w lewo mocniej pod górę. Na początku asfalcik, który zmienia się w nieprzyjemne, wielkie kamienie. Cały czas pod górę. Przyjmuję na dziś inną taktykę jazdy, nie robić tylu przerw na zdjęcia, jechać swoim tempem. Po podjeździe zjazd w stronę Orle.
Już po stronie czeskiej robimy chwilę odpoczynku na drugie śniadanie.
Generalnie jedziemy w kierunku Hejnic, nie mam pojęcia jaka była trasa.
W jakiejś czeskiej boudzie druga przerwa. Dziś rezygnuję z jakichkolwiek dodatkowych pętelek, które są jak dla mnie strasznie nudne, nie ma sensu... Czekam więc na resztę dodatkowe 20 minut. Gdy przyjeżdżają wybieramy drogę ku górze, dzięki mojej dzisiejszej taktyce jedzie mi się idealnie, zero kryzysów, sama przyjemność.
Na samym szczycie mamy piękną panoramę na Hejnice - nasz dzisiejszy, pierwszy cel.
Do samych Hejnic mamy non stop zjazd, momentami bardzo stromy
Przekonujemy się o tym chwilę później, 16% - dużo i do tego po szutrze, który bardzo wydłuża hamowanie. Na zdjęciu jechałem może z 40-45kmh
Znajdujemy się pod Pod vodopádami (568m n.p.m.).
Jeszcze chwilę zjeżdżamy. W Hejnicach robimy następną przerwę na "obiad". Zjadam bułkę, twarożek i tłustą kiełbasę ala salami...
Z Hejnic jedziemy na Smrk (1124m n.p.m.), mamy do podjechania około 700-750m w pionie. Na początku przyjemny asfalcik o nachyleniu około 5%, miejscami trochę więcej. Po posiłku jedzie mi się zaskakująco świetnie, nie chcę robić przerw więc zaniechuję czekania na resztę. Z asfaltu wjeżdżamy na ścieżkę, procent trochę przybywa.
Ze ścieżki nagle wyrastają ogromne kamulce, a procent jeszcze więcej. Jadę 5-6kmh przepychając pedały. Słońce mocno praży, ale jedzie mi się lekko. Mięśnie nie bolą. Czeska kiełbasa jest cudna. Próbuję się ścigać z Łasicem, ale na niego nie ma mocnych, wyprzedza mnie przed samym szczytem.
15km podjazdu pokonane:) Satysfakcja podobnie jak na P. Karkonoskiej jest ogromna. Czekamy chwilę na Marcina i Olę, wchodzimy na wieżę z której mamy świetne widoczki.
Z Smrk zjeżdżamy, a później podjeżdżamy (chwilę podprowadzamy - kamienie i korzenie) na Stóg Izerska (1105m n.p.m.). Ze Stogu zjazd do Świeradowa. Nie chcemy jechać główną szosą więc wybieramy "płaską" ścieżkę przez las. Na początek 4km podjazdu i chwilka zjazdu. Dojeżdżamy do głównej drogi i teaz jedynie 7km do Zakrętu Śmierci.
Zjeżdżamy do Szklarskiej bezpośrednio na pizzę, a potem do pensjonatu.
Trasa dzisiejsza była mega, jechało mi się świetna, prawie w ogóle nie było chodzenia, oby więcej takich dni!
Przewyższenia - 2115m
Kategoria 100-200km, góry, ro, s10, Szklarska Poręba 2010, ze zdjęciem
4 - Studenov, Nad Kotelní jámou, Špindlerův Mlýn
d a n e w y j a z d u
86.56 km
30.00 km teren
06:20 h
Pr.śr.:13.67 km/h
Pr.max:77.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Accent Tormenta
Start o 10 i znów zaczynamy od podjazdu, tym razem 6km do Jakuszyc, potem szybko w dół do Harrachova. Za miastem wspinamy się na Studenov (930m n.p.m.). Na początku stromo, ale po asfalcie.
Asfalt po paru kilometrach znika i pojawia się szuter z kamyczkami, trochę gorzej się podjeżdża, bo robi się dodatkowo coraz stromiej. Muszę "przepychać" pedały zamiast młynkować. Wiadomo co sobie myślę - "Czemu idioto kupiłeś kasetę 11-28?!". Mimo bólu łydek wjeżdżam bez wypinania z pedałów. Na górze jest zimniej więc zakładam kurtkę. Teraz krótki zjazd i znów pod górę. Kierujemy się na Labská boudę(?).
Koło boudy jest drewniany dzwon
Wchodzimy na ścieżkę z zakazem jazdy rowerami. Tam gdzie da się jechać i nie ma ludzi to wolno :) jedziemy. Podjazd jednak przerasta mnie, brakuje mi przełożeń. Podchodzimy razem z Olą, Łasic z Marcinem próbują jechać:)
Gdy robi się łagodniej też wsiadam na siodełko. Przed szczytem robimy alumex'ową fotkę...
Rower też się załapał
Chwila w dół, odwiedzamy bunkier, ale nic ciekawe oprócz smrodu i śmieci nie było
Jeszcze trochę marszu i dochodzimy (w sumie po części podjeżdżamy) do zjazdu serpentynami, stromego, szybkiego - jednym słowem - PRZEŚWIETNEGO!
Podbijam swój dotychczasowy Vmax na 77kmh. Przy hamowaniu czuję smród palonych klocków, zresztą nie pierwszy raz...
Znajdujemy się w Špindlerůvym Mlýnie. Przez miasto płynie strumyk z pięknymi kaskadami.
Jemy obiad (w moim przypadku jak to na kolarza przystało makaron z sosem ;D). Łasic chce zobaczyć wodospad od dołu, który oglądaliśmy od góry (:P) więc podjeżdżamy wzdłuż strumyka, ale jest zakaz jazdy rowerami. Chwila odpoczynku na trawienie, nie najlepiej czułem się po obfitym posiłku. To co podjechaliśmy teraz trzeba zjechać. Następny cel - przełęcz karkonowską (1200m n.p.m. - taka wysokość jest po stronie czeskiej) od strony czeskiej. Trochę podjazdu, potem krótki zjazd w terenie i znów podjazd już główną szosą.
Znacznie łatwiej niż po naszej, lepszej stronie. Na przełęczy nawet nie robimy odpoczynku i zjeżdżamy polskim asfaltowym zjazdem. Tym razem włączam przycisk bezpieczeństwa i nie przekraczam 60kmh. Nie zjeżdżamy do Przesieki, ale odbijamy na skrzyżowaniu w lewo. Na szybkim, kamienistym zjeździe (jechałem wtedy około 55kmh) łapię snejka. Robimy pitstop, spieszę się, bo owady strasznie atakują. Krążąc po okolicznych lasach docieramy do Szklarskiej Poręby.
Trasę oceniam na 4, jak dla mnie za dużo chodzenia, zjazdy fajne, parę technicznym i dużo ultraszybkich drogami. Po czterech dniach mocnej jazdy czuję się "trochę" zmęczony...
Przewyższenia - 2250m
Kategoria 50-100km, góry, ro, s10, Szklarska Poręba 2010, ze zdjęciem