ze zdjęciem
Dystans całkowity: | 6798.00 km (w terenie 1745.57 km; 25.68%) |
Czas w ruchu: | 302:23 |
Średnia prędkość: | 21.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 205 (103 %) |
Maks. tętno średnie: | 189 (95 %) |
Suma kalorii: | 119276 kcal |
Liczba aktywności: | 125 |
Średnio na aktywność: | 54.38 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Zelów, Warta - dłuższa pętla
d a n e w y j a z d u
121.64 km
0.00 km teren
04:25 h
Pr.śr.:27.54 km/h
Pr.max:46.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:143 ( 71%)
Kalorie: 3470 kcal
Rower:Accent Tormenta
Po 8ej obudziło mnie mocno świecące słońce. Już wiedziałem doskonale co będę dziś robić:) Po śniadaniu i mozolnym zebraniu się ruszyłem bez żadnego pomysłu na trasę. Najpierw w stronę Żąśni, z Żąśni na trasę w kierunku Łasku. Po wjechaniu na nią poczułem wiatr w plecy, oj niedobrze, dużo będzie pod wiatr. Droga jak pisałem wczoraj świetna, co prawda pobocze znikło parę kilometrów przez Szczercowem, ale samochodów było tak mało, że w ogóle sie tym nie przejąłem. Podczas przecinania krajowej ósemki wpadłem na pomysł pojechania do Zelowa. Droga za 8ką w remoncie, około 7km jechałem po warstwie "podasfaltowej", co czułem - tego się nie da opisać, straszne. Do Zelowa dotarłem sprawnie, nawet bez błądzenia wydostałem się z miasta. Od tego momentu zaczęła się zabawa z wiatrem, raz boczny, raz prosto wmorde. Takich mocnych 15km dało mi trochę w kość, więc w Zalesiu zatrzymałem się w sklepie na ciasteczkowolodowy posiłem i chwilę odpoczynku. Po 20 minutach ruszyłem dalej, droga do Rogóźna strasznie mi się dłużyła, myślałem, że będzie tam mniej kilometrów. Po wjeździe na drogę nr481 zdziwił mnie brak samochodów, co jest - nikt w tych okolicach nie jeździ samochodami?! W Widawie trochę pobłądziłem, na szczęście tylko "trochę". Aż do Rychłocic miałem z wiatrem, nie wiem jakim cudem, na drodze zaskoczyły mnie trzy przyjemne i długie góreczki:) W Rychłocicach przed Wartą odbijam w lewo na Osjaków i mam znów pod wiatr, mocniejszy wiatr:/ W Osjakowie skręcam na Siemkowice, ale międzyczasie robię drugą przerwę na lody w Radoszewicach. Od Siemkowic prawie cały czas w górę. Ostatnie 40km niezłym tempem po wiatr poczułem w mięśniach. Przy okazji nieźle się spaliłem, skóra czerwona jak u raka.
hz46% fz33% pz19%
Kategoria s10, 100-200km, Pajęczno, samotnie, sliki, ze zdjęciem
pętla po okolicy
d a n e w y j a z d u
47.08 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:25.22 km/h
Pr.max:39.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max:158 ( 78%)
HR avg:120 ( 59%)
Kalorie: 1101 kcal
Rower:Accent Tormenta
Po wczorajszej dwusetce dziś rano czułem się wyjątkowo dobrze, nawet tyłek nie protestował:) Po smacznym obiadku w słonecznej aurze ruszyłem przed siebie. Na początek planowałem z 30km. Droga do Siemkowa świetna, prawie cały czas przez las.
W Siemkowie skręciłem na Rzęśnię. Tu skończyła się droga wśród drzew i poczułem wiatr, a raczej wichurę. Miało być spokojnie to spokojnie, redukuję bieg i jadę dalej. Przed Chorzewem zatrzymuje mnie pociąg...
...a on tak jedzie...
...jedzie...
...jedzie...
...jedzie...
...jedzie...
...i w końcu przejechał! Po paruset sekundowym przystanku jadę dalej, w Chorzewie kieruję się na Kiełczygłów-Okupniki.
W K-O skręcam na Rząśnię, wokół świetne widoki, niebo niebieskie, parę niegroźnych chmurek na nim, trawa zieloniutka, temperatura bardzo przyjemna, nogi nie bolą - czego chcieć więcej?
W takim błogim stanie dojeżdżam do drogi nr 483, która jest prześwietna, szerokie pobocze, nawierzchnia pierwszej klasy, a samochodów brak:)
W oddali widzę "fabrykę chmur", którą sfotografowałem wczoraj, ale dziś były lepsze warunki świetlne. Mam nadzieję, że uda mi się ją odwiedzić z bliska.
Nieopodal stoi chyba dźwig do transportu węgla, bądź piasku (?)
Niestety po paru km nawierzchnia się psuje, a pobocze gdzieś znikło. Zjeżdżam więc z niej w stronę Pajęczna, droga wygląda jak załatany ser szwajcarski, łata na łacie. Chciałem zrobić zdjęcie, ale nie miałem co podłożyć pod pedał więc użyłem...
...mojej nokii
Akurat zatrzymałem się na takim odcinku gdzie droga była "w miarę" ok.
W Siedelcu zatrzymałem się na loda, a potem szybko, ale spokojnie do domu. Okazało się, że przejechałem aż 47km, ale żal było nie pojeździć. Oby jak najwięcej takich dni:)
hz74% fz5% pz0%
Kategoria s10, 25-50km, samotnie, sliki, ze zdjęciem, Pajęczno
Piaseczno - Pajęczno
d a n e w y j a z d u
228.67 km
0.00 km teren
08:28 h
Pr.śr.:27.01 km/h
Pr.max:46.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max:184 ( 91%)
HR avg:145 ( 72%)
Kalorie: 6814 kcal
Rower:Accent Tormenta
Wstaję z samego rana o 4:45, a wyjeżdżam o 5:30. Temperatura rano znośna (16*C), bezwietrznie, a w dodatku na ulicach puściutko. Mam obawy czy czasem nie będzie padać, ale jak się okaże nawet kropla nie spadnie z nieba. Pierwsze 15km jedzie mi się świetnie, niestety po tych 15km jedzie mi się coraz ciężej, nie wiem czemu. Okazuje się, że zaczyna wiać wiatr z idealnie w twarz:/ Do Grójca docieram bezproblemowo i szybko, na odcinku 35km wyprzedziło mnie jedynie około 5-7 samochodów. W Grójcu trochę błądzę, ale po paru minutach jestem na odpowiedniej drodze. Nawierzchnia niestety trochę się popsuła i nie jest tak wesoło, wiatr - przednioboczny, ale jedzie mi się w miarę dobrze. Gdy wjeżdżam na drogę nr 725 do Rawy Mazowieckiej zaskakuje mnie jakość nawierzchni (pozytywnie) i ciągły brak samochodów. Do Białej Rawskiej docieram bez problemów, nawet nie robię postojów, od razu kieruje się tą samą drogą na Rawę. Niestety za BR jakieś remonty dróg i ruch wahadłowy, ale światła były słabo synchronizowane to olewałem je, i tak nie było aut. W Rawie Mazowieckiej, po 85km ciągłej jazdy przeważnie pod wiatr robie sobie krótki postój na uzupełnienie płynów i znalezienie się na mapie. Z Rawy Mazowieckiej kieruje się na Piotrków. Drogi też w miarę dobre, do Wolbórza docieram sprawnie, z krótką przerwą na bułkę. Za Wolbórzem coś mi się z mapą nie zgadza, bo nie ma dwóch dróg na niej, które są w rzeczywistości, ale jadę na czuja. Okazuje się, że pojechałem dobrze, ale droga, która jest na mapie jako utwardzona w rzeczywistości jest…żwirowa. Decyduje się na dodatkowe 7-10km omijając teren. Przed Piotrkowem łapie mnie pierwszy kryzys, na liczniku mam 185km, a od rana nic nie zjadłem oprócz 4 batonów i małej bułki. Myślę sobie „w mieście się podreperuję”, ale wszystko pozamykane, więc po krótkiej przerwie na przystanku autobusowym ruszam w drogę. Po wyjeździe z Piotrkowa Trybunalskiego mam wiatr w plecy!!! Dawno nie miałem takiego luksusu, niestety tylko przez 20km. Od Kleszczowa (przez całe miasto jest asfaltowa ścieżka rowerowa) znów wiatr w pysk i męczarnia. Chyba nie wspominałem, ale od Rawy zaczęły się poważniejsze góreczki, a w połączeniu z wiatrem w twarz tworzy to niezły miks. Gdy ujrzałem tablicę Pajęczno po 227km byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Do domu dotarłem skonany, ale satysfakcja z przejechania takiej ilości km jest wielka : )
Po wrzuceniu trasy na bikemap.net okazało się, że łączna liczba przewyższeń na trasie to 590m, sporo jak dla mnie. Wiatr nie sprzyjał mi na około 160km. Gdybym zjadł jakiś obiad pewnie by było lepiej, ale dziś Boże Ciało więc wszędzie całowałem tylko klamki. Z jazdy jestem zadowolony, nie dałem się wiatrowi i górkom : ) Na całej trasie zjadłem: 7 batoników musli i 1 bułkę czyli zdecydowanie za mało. Miałem trzy dłuższe przerwy, czas wszystkich łącznie to około 1h. Za to izotonik własnej roboty (fruktoza, sól, sok z cytryny) dawał mi niezłego kopa.
Podsumowując – szosa jest nudna…
hz34% fz53% pz12%
Kategoria s10, 200-300km, samotnie, sliki, ze zdjęciem, Pajęczno
nowe napendo
d a n e w y j a z d u
44.26 km
0.00 km teren
01:39 h
Pr.śr.:26.82 km/h
Pr.max:38.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: 1000 kcal
Rower:Accent Tormenta
Wczoraj założyłem nowy napęd, czyli kasetę SLX 11-28, łańcuch LX, tarcze LX 44+32, kółeczka przerzutki. Wszystko śmiga jak należy, cichutko, bez żadnych problemów. Na starym napędzie (kaseta deore+łańcuchy LX, system "dwójkowy") przejechałem około 9345km, czyli duużo, a można było jeszcze trochę na kasecie, tarczach i łańcuchach pojeździć, ale łożyska w kółkach rozwaliły się i przerzutka trochę głupiała:/
Co do trasy, pojechałem w stronę Łosia, a powrót już moimi drogami. Tempo jazdy średnie, a wiatr mocny.
2694km
Kategoria s10, 25-50km, samotnie, sliki, ze zdjęciem, coś nowego
Puszcza Bolimowska
d a n e w y j a z d u
132.90 km
75.00 km teren
06:24 h
Pr.śr.:20.77 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:148 ( 73%)
Kalorie: 5435 kcal
Rower:Accent Tormenta
Wraz z Łasicem umówiłem się na eksplorację Puszczy Bolimowskiej, dotąd nam nie znanej. Do Otrębusów dojechałem z lekkim opóźnieniem, za późno wyjechałem i musiałem się spieszyć (efekt --> średnia na 22km 27,6kmh). Dojazd do Puszczy terenowo asfaltowy z momentami błądzenia, ale ogólnie nawigacyjnie było ok. Po drodze przejeżdżamy jeszcze puszcze: Wirkicką i Mariańską, czyli dziś łącznie zwiedziliśmy 3. Przez cały czas towarzyszą nam chmury, po dojechaniu do p. Bolimowskiej robiły się coraz ciemniejsze, nawet zaczęły się grzmoty. Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę, że dziś może przekroczę magiczną liczbę 200km:) Ścieżki bardzo przyjemne, ciekawe miejsce na całodniową wycieczkę, szlak zielony obdarzał nas świetnymi singlami nad strumyczkiem. Po przekręceniu około 40km po puszczy grzmoty, błyskawice, które póki co omijały nas bokiem skierowały się bezpośrednio na nas i zaczęła się ulewa, którą chcieliśmy przeczekać na przystanku PKS, lecz trwało to zbyt dużo. Marzenia o dwustu uciekły w las... Po półtorej godzinie zdecydowaliśmy się ruszyć w ulewie na pociąg, mieliśmy jakieś 8km, bardzo szybkie 8km. Na pociąg, który jechał bezpośrednio do Warszawy spóźniliśmy się parę minut, ale on miał jeszcze większe opóźnienie, fuks:)
Zrezygnowałem z jazdy w deszczu i do domu dotarłem metrem, a następnie autobusem, pierwszy raz wracałem autobusem z m. Wilanowskiej z rowerem...
Wielkie dzięki Łasic za świetną wycieczkę, trzeba kiedyś się wybrać w tamte tereny, ale pociągiem, żeby nie tracić czasu na dojazdy (jakieś 70-80km).
hz33% fz40% pz24%
Kategoria s10, 100-200km, ro, ze zdjęciem
płynie Wisła, płynie - część druga
d a n e w y j a z d u
66.97 km
7.00 km teren
02:54 h
Pr.śr.:23.09 km/h
Pr.max:56.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max:188 ( 93%)
HR avg:138 ( 68%)
Kalorie: 2081 kcal
Rower:Accent Tormenta
Tym razem pojechałem w drugą stronę czyli do Warszawy zobaczyć jak to tam wygląda, no i wygląda nie najlepiej, moim zdaniem najgorzej jest pod ZOO. Wróciłem bardzo naokoło. Miało być spokojnie, ale nie do końca mi to wyszło. Mięśnie dzisiaj miałem obolałe po wczorajszych wojażach. Ale dzisiaj cieplutko było:)
hz50%fz40%pz6%
Kategoria s10, 50-100km, ro, samotnie, ze zdjęciem
płynie Wisła, płynie
d a n e w y j a z d u
83.39 km
50.00 km teren
03:49 h
Pr.śr.:21.85 km/h
Pr.max:54.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max:192 ( 95%)
HR avg:154 ( 76%)
Kalorie: 3379 kcal
Rower:Accent Tormenta
Podczas jedzenia obiadu włączyłem TVN24, po chwili ogarnęło mnie spore zdziwienie. Fala kulminacyjna jeszcze dzisiaj będzie przepływała przez Warszawę, a nie jak miało być - w sobotę. Czym prędzej wziąłem rower i pojechałem do Czerska. Niestety nie zacząłem najlepiej, bo musiałem się wracać 3km, jak się okazało baterie w aparacie rozładowały się, a nie miałem przy sobie zapasowych. Nie miałem żadnego planu odnośnie trasy, wszystko wyszło bardzo spontanicznie. Najpierw zielony, a potem czerwonym aż do GK. Już na samym wjeździe do miasta wyprzedziły mnie dwie straże pożarne mknące na sygnale. Przed Czerskiem pojechałem jeszcze na most, no rzeczywiście, wody sporo. Następnie już najprostszą drogą do Czerska, z Czerska do Góry Kalwarii, a z Góry Kalwarii niebieskim wzdłuż wału aż do Konstancina. Ludzie już powoli szykują się na wodę, bowiem Wisła podnosi się...szybko. Droga na niektórych odcinkach była zamknięta, ale mnie nic nie zatrzyma :D Z Konstancina do Piaseczna przez las i było trochę błądzenia.
Cały dzień pogoda dopisywała, słońce, 22*C, ciemne chmury znikały tak szybko jak się pokazywały.
hz15%fz54%pz30%
Kategoria s10, 50-100km, ro, samotnie, ze zdjęciem
las kabacki
d a n e w y j a z d u
52.97 km
38.00 km teren
02:19 h
Pr.śr.:22.86 km/h
Pr.max:44.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:190 ( 94%)
HR avg:154 ( 76%)
Kalorie: 2047 kcal
Rower:Accent Tormenta
Po poniedziałkowym terenie wiedziałem, że na razie odpuszczę sobie jazdę w Chojnowskim Parku Krajobrazowym, więc dziś udałem się do lasu kabackiego. Ścieżki w 95% suchutkie, bez jakiegokolwiek błota, oczywiście, że są momenty, gdy nie da się przejechać, ale to są tylko momenty. Po wielu mazurskich kilometrach na majówce znacznie pewniej czuję się w "szybko branych" zakrętach:) Wymyśliłem sobie rundę (~16km), znacznie dłuższą i bardziej urozmaiconą od poprzedniej, zrobiłem dwa kółka i skierowałem się na Dereniową. Po zakupie bukłaka wróciłem do domu Puławską, jak zwykle o tej porze zakorkowaną. Zobaczyłem, że otworzyli parking koło decathlona (otwarcie sklepu w piątek), więc pojeździłem sobie po piętrach.
Tempo jazdy średnio mocne.
hz16% fz54% pz30%
Kategoria s10, 50-100km, ro, samotnie, ze zdjęciem
Majówka 2010 - dzień 4
d a n e w y j a z d u
90.53 km
31.00 km teren
04:08 h
Pr.śr.:21.90 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 84%)
HR avg:136 ( 67%)
Kalorie: 2988 kcal
Rower:Accent Tormenta
O moim stanie zdrowia nie będę już wspominał, bo było jeszcze gorzej, doszedł kaszel... Rano leniwie zebrałem się z łóżka. Za oknem było nieciekawie, zimno, oj bardzo zimno. Były jakieś pomysły o szybszej i wolniejszej grupie, ja oczywiście wolałem tą drugą, ale około 11 razem (oprócz Pszczoły, Ewy i Artka) pojechaliśmy. Pierwsze kilometry po asfalcie pod wiatr były bardzo zimne i nieprzyjemne. Jednak po schowaniu się w lesie zrobiło się cieplej i nie było najgorzej. Mieliśmy jechać do Młyna (rezerwat Łyna) w którym byliśmy wczoraj zahaczając o zjazd. Tym razem Adrian chciał zjechać, niestety pod koniec podpierając się stanął na deskę z zardzewiałym gwoździem wbijając sobie go w stopę. Wszyscy wróciliśmy do kwatery, Adrian z Agni i Samolotem pojechali do szpitala. My już z Ewą, Pszczołą i Artkiem pojechaliśmy jeszcze raz w kierunku Młyna zahaczając o ten sam zjazd, lecz tym razem nikt nie zjeżdżał. Jechaliśmy zupełnie inną drogą. Po objechaniu jeziorka odłączyli się od nas Ewa i Artek, a my szybko w stronę Łyny. Miałem spore problemy, żeby utrzymać się za grupą, przeziębienie nieźle dało mi się we znaki. W rezerwacie zaliczyliśmy parę podjazdów, zjazdów, pofociliśmy. Nie było więcej czasu, bo musieliśmy jeszcze zdążyć na pociąg, który był o 18. Do Jabłonki dojechaliśmy sprawnie, zostało trochę czasu, więc tradycyjnie Łasic chciał dokręcić, a z nim Ola, ja tym razem podziękowałem. Po spakowaniu się z Ewą i Artkiem pojechaliśmy do Nidzicy na pizzę, po chwili dołączyła do nas reszta. W pociągu luzik, o pewnym buraku z Ochrony Kolei nie będę wspominał... W Warszawie okazało się, że jest cieplutko, do domu dojechałem rowerem, około 22:30.
Podsumowując, tegoroczna majówka była bardzo, bardzo udana, oby jak najwięcej takich wypadów, z tak świetną ekipą nie było kiedy się nudzić:)
hz60% fz30% pz5%
Kategoria s10, 50-100km, Jabłonka 2010, ro, ze zdjęciem
Majówka 2010 - dzień 3
d a n e w y j a z d u
87.91 km
58.00 km teren
04:15 h
Pr.śr.:20.68 km/h
Pr.max:52.50 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 90%)
HR avg:144 ( 71%)
Kalorie: 3410 kcal
Rower:Accent Tormenta
Wczoraj wieczorem przyjeżdża do nas jeszcze Darek, z którym będziemy śmigać po okolicznych lasach do wtorku:)
Po wczorajszym maratonie nie miałem strasznych chęci na mocniejsze kręcenie. Dodatkowo przeziębienie nasiliło się i zaczęło mnie boleć gardło. Ostatecznie wszyscy zebraliśmy się przed 12 i ruszyliśmy. Po kilku kilometrach w lesie rozdzieliliśmy się jednak na dwie grupy. Wraz z Pszczołą, Olą, Marcinem i Łasicą stwierdziliśmy, że wczorajsza trasa maratonu była tak świetna, że wypadało by góreczki zaliczyć jeszcze raz, czyli przejechać pętlę giga raz jeszcze. Jednak pierwszym naszym celem był rezerwat Łyn z bardzo urozmaiconym pomarańczowym szlakiem. Przekonaliśmy się, że wcale nie trzeba jechać w góry, żeby powprowadzać rowery pod górę. Zadowoleni szlak przejechaliśmy raz jeszcze. Następnie skierowaliśmy się na Nidzicę, gdzie zjedliśmy pizzę i makaron. Pszczoła niestety gorzej się poczuł i wrócił do Jabłonki, a my w stronę trasy maratonu. Co tu dużo mówić, dojazd szybki i pagórkowaty. Naszą pętle zaczęliśmy od rozjazdu mega i giga (jechaliśmy odwrotnie). Ze znalezieniem trasy nie mieliśmy większego problemu, ścieżki rozjechane przez pięciuset ośmiuset nie trudno zgubić. Podczas podjeżdżania pod premię górską zaczęło kropić. Na górze byłem zachwycony widokiem na okolicę, wczoraj tego nie zauważyłem :D Po zjeździe lunęło, a my z każdą minutą byliśmy coraz bardziej mokrzy. Po 10km i przemoknięciu w 100% zrezygnowaliśmy z drugiej górki, wszystkim oprócz Łasicy (:)) było bardzo zimno. Podczas rozważania w którym kierunku jest Jabłonka Marcin mówi, że mamy już zaliczone 600m w górę, a do Jabłonki było jeszcze parę podjazdów. Droga minęła szybko i cieplej (przestało padać), bo pożyczyłem od Marcina wiatrówkę.
Łasica spragniony setek pojechał dokręcić asfaltem te parę km, maniak :D
hz38% fz43% pz16%
Kategoria s10, 50-100km, ro, ze zdjęciem, Jabłonka 2010