100-200km
Dystans całkowity: | 3304.01 km (w terenie 675.00 km; 20.43%) |
Czas w ruchu: | 142:54 |
Średnia prędkość: | 23.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 198 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 181 (91 %) |
Suma kalorii: | 73581 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 122.37 km i 5h 17m |
Więcej statystyk |
KPN
d a n e w y j a z d u
133.78 km
50.00 km teren
06:06 h
Pr.śr.:21.93 km/h
Pr.max:71.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg:149 ( 74%)
Kalorie: 5000 kcal
Rower:Accent Tormenta
Ochotę na Kampinos miałem od jakiegoś czasu wielką, niestety cały czas coś mi wypadało, a to miałem sliki na kołach, a to brak czasu. W końcu jednak uparłem się, że jadę choćby nie wiem co. Pojechałem z Tomkiem na podbój kampinoskich szlaków.
Rano pogoda nie była tak fajna jak podczas ostatnich dni, mocny, zimny wiatr + marne 16*C. Mimo to pojechałem na krótko, co jak się okaże było dobrym pomysłem. Na miejsce spotkania dojechałem bezproblemowo, ale częściowo pod wiatr, tym razem zrezygnowałem z metra. Do puszczy dojechaliśmy troszkę błądząc. Standardowo, cel - Roztoka, nie wiem dokładnie jakimi szlakami, ale ciekawie, znacznie ciekawiej niż w moich okolicach. W Roztoce postój i plany na dalszą jazdę - Karpaty i okoliczne górki. Jak się okazało bardzo fajne górki. Z górek na asfalt w stronę Górek:) A w Górkach na niebieski szlak - niezwykle urozmaicony, najlepszy jakim jechałem w okolicach Warszawy! Z niebieskiego na asfalt i do Roztoki. W Roztoce krótki postój, Tomek jedzie w swoją stronę, a ja zielonym, zielononiebieskim i pomarańczowym (żółtym?) do Truskawia. Odcinek zielononiebieski bagnisty, coś tam Tomek mówił, żeby nie jechać tamtędy, ale się uparłem, ehh. Pomoczyłem sobie tylko buty, trochę mnie komary pokosiły i straciłem dużo czasu. W Warszawie na Młociny, wysiadka z metra na Świętokrzyskiej i standardowo na kebaba (moja nowa tradycja pokampinosowa). Zrezygnowałem z dalszej jazdy metrem i rowerem z wiatrem do domu. Na Puławskiej załapałem się za autobusem 709, te nowego solarisy mają parę, kierowca jechał 71kmh, ja trzymałem się dzielnie (mój nowy rekord), ale brakowało mi przełożeń, więc przed Grabowem odpuściłem, tak czy siak w Piasecznie byłem pierwszy:D Powrót ładnie podbił średnią, z 20.5kmh na prawie 22kmh, wiatr w plecy to wiatr w plecy:)
Wypad bardzo udany, Kampinos ciągle mnie pozytywnie zaskakuje, coś czuję, że będę tam zaglądał częściej...
Kategoria s10, 100-200km, KPN, ro
Bełchatów, Łódź, Warszawa czyli powrót/5000km!
d a n e w y j a z d u
128.74 km
0.00 km teren
04:28 h
Pr.śr.:28.82 km/h
Pr.max:55.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:184 ( 91%)
HR avg:134 ( 66%)
Kalorie: 3213 kcal
Rower:Accent Tormenta
Rano pogoda podobnie jak wczoraj świetna. Po przebudzeniu się czułem zmęczenie ostatnimi intensywnymi dniami, lecz nie zmartwiłem się tym, przecież odpocznę sobie jak wrócę do domu:) Niechętnie wyruszam w drogę powrotną o 12:20. Od samego początku czuję wiatr z południa, dla mnie to dobra informacja prawie całą trasę będę miał szybko i sielankowo. Drogę do przecięcia drogi nr8 wybrałem taką samą jak wczoraj - tak mi się spodobała, że postanowiłem powtórzyć ten fragment. Chcę jakoś ominąć traumatyczny odcinek po przecięciu głównej trasy i skręcam na Magdalenów, na mapie nie mam takiej miejscowości, ale ryzykuję. Droga niestety zakręca w stronę wcześniej wspomnianej trasy nr8 i tym sposobem nadrabiam jakieś 6km. W Klukach wjeżdżam na ósemkę i kieruję się w stronę Bełchatowa, samochodów nie za dużo, wyprzedza mnie konwój straży pożarnej na sygnale. Wiaterek niestety teraz wieje mi prosto w twarz, ale jakoś jadę :D W Bełchatowie według drogowskazów kieruję się na Pabianice. Droga trochę gorszej jakości niż te którymi jeździłem wczoraj i samochodów jakby więcej, ale nie jest najgorzej, co chwila krótkie podjazdy i zjazdy wynagradzają wszystko. Prawie cały czas mam wiatr z boku więc nie jest najgorzej. Po 80km robię sobie pierwszą przerwę na bułkę, po niespełna 5 minutach ruszam dalej, nie ma sensu chłodzić mięśni. Od tego momentu jedzie mi się lżej i szybciej, pod górki mocno cisnę, a z nich jeszcze bardziej, nierzadko jadę ponad 40kmh, w Dłutowie na ograniczeniu prędkości 40kmh jadę 46 i z taką prędkością mijam fotoradar, czekam z niecierpliwością na zdjęcie:) W Pabianicach skręcam na Łódź. W Łodzi trochę sobie pobłądziłem, prawie wywaliłem się na szynach, które w wielu miejscach nie są w najlepszym stanie. Na stację "Łódź Fabryczna" dojeżdżam godzinę wcześniej niż planowałem więc pakuję się we wcześniejszy pociąg. Podróż mija szybko i bezproblemowo, nawet był luzik. W Warszawie wysiadam na Zachodniej i pędzę czym prędzej do domu, od Poleczek do Mysiadła jadę za autobusem 739, ostatnio często tak jeżdżę, mimo paru przystanków jestem szybciej w domu o parenaśnie minut...
Długi weekend czerwcowy zaliczam do bardzo udanych, wykręciłem 526km, pobiłem mój rekord dystansu całodniowego, poznałem wiele nowych okolic, a co najważniejsze nowe, nieznane drogi, krajobrazy dały mi wiele frajdy z jazdy. Na pewno jeszcze tam zawitam nie raz...
Ten tydzień planuję potraktować regeneracyjnie, mam nadzieje, że nie zabraknie spokojniej jazdy w terenie, za którym się strasznie stęskniłem.
Przy okazji, przekroczyłem już 5000km, rok temu udało mi się to 13 wrześnie, czyli mam ponad 3 miesiące przewagi, nieźle:)!
hz64% fz28% pz4%
Kategoria s10, 100-200km, samotnie, sliki, ze zdjęciem, Pajęczno
Zelów, Warta - dłuższa pętla
d a n e w y j a z d u
121.64 km
0.00 km teren
04:25 h
Pr.śr.:27.54 km/h
Pr.max:46.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:143 ( 71%)
Kalorie: 3470 kcal
Rower:Accent Tormenta
Po 8ej obudziło mnie mocno świecące słońce. Już wiedziałem doskonale co będę dziś robić:) Po śniadaniu i mozolnym zebraniu się ruszyłem bez żadnego pomysłu na trasę. Najpierw w stronę Żąśni, z Żąśni na trasę w kierunku Łasku. Po wjechaniu na nią poczułem wiatr w plecy, oj niedobrze, dużo będzie pod wiatr. Droga jak pisałem wczoraj świetna, co prawda pobocze znikło parę kilometrów przez Szczercowem, ale samochodów było tak mało, że w ogóle sie tym nie przejąłem. Podczas przecinania krajowej ósemki wpadłem na pomysł pojechania do Zelowa. Droga za 8ką w remoncie, około 7km jechałem po warstwie "podasfaltowej", co czułem - tego się nie da opisać, straszne. Do Zelowa dotarłem sprawnie, nawet bez błądzenia wydostałem się z miasta. Od tego momentu zaczęła się zabawa z wiatrem, raz boczny, raz prosto wmorde. Takich mocnych 15km dało mi trochę w kość, więc w Zalesiu zatrzymałem się w sklepie na ciasteczkowolodowy posiłem i chwilę odpoczynku. Po 20 minutach ruszyłem dalej, droga do Rogóźna strasznie mi się dłużyła, myślałem, że będzie tam mniej kilometrów. Po wjeździe na drogę nr481 zdziwił mnie brak samochodów, co jest - nikt w tych okolicach nie jeździ samochodami?! W Widawie trochę pobłądziłem, na szczęście tylko "trochę". Aż do Rychłocic miałem z wiatrem, nie wiem jakim cudem, na drodze zaskoczyły mnie trzy przyjemne i długie góreczki:) W Rychłocicach przed Wartą odbijam w lewo na Osjaków i mam znów pod wiatr, mocniejszy wiatr:/ W Osjakowie skręcam na Siemkowice, ale międzyczasie robię drugą przerwę na lody w Radoszewicach. Od Siemkowic prawie cały czas w górę. Ostatnie 40km niezłym tempem po wiatr poczułem w mięśniach. Przy okazji nieźle się spaliłem, skóra czerwona jak u raka.
hz46% fz33% pz19%
Kategoria s10, 100-200km, Pajęczno, samotnie, sliki, ze zdjęciem
Puszcza Bolimowska
d a n e w y j a z d u
132.90 km
75.00 km teren
06:24 h
Pr.śr.:20.77 km/h
Pr.max:37.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:148 ( 73%)
Kalorie: 5435 kcal
Rower:Accent Tormenta
Wraz z Łasicem umówiłem się na eksplorację Puszczy Bolimowskiej, dotąd nam nie znanej. Do Otrębusów dojechałem z lekkim opóźnieniem, za późno wyjechałem i musiałem się spieszyć (efekt --> średnia na 22km 27,6kmh). Dojazd do Puszczy terenowo asfaltowy z momentami błądzenia, ale ogólnie nawigacyjnie było ok. Po drodze przejeżdżamy jeszcze puszcze: Wirkicką i Mariańską, czyli dziś łącznie zwiedziliśmy 3. Przez cały czas towarzyszą nam chmury, po dojechaniu do p. Bolimowskiej robiły się coraz ciemniejsze, nawet zaczęły się grzmoty. Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę, że dziś może przekroczę magiczną liczbę 200km:) Ścieżki bardzo przyjemne, ciekawe miejsce na całodniową wycieczkę, szlak zielony obdarzał nas świetnymi singlami nad strumyczkiem. Po przekręceniu około 40km po puszczy grzmoty, błyskawice, które póki co omijały nas bokiem skierowały się bezpośrednio na nas i zaczęła się ulewa, którą chcieliśmy przeczekać na przystanku PKS, lecz trwało to zbyt dużo. Marzenia o dwustu uciekły w las... Po półtorej godzinie zdecydowaliśmy się ruszyć w ulewie na pociąg, mieliśmy jakieś 8km, bardzo szybkie 8km. Na pociąg, który jechał bezpośrednio do Warszawy spóźniliśmy się parę minut, ale on miał jeszcze większe opóźnienie, fuks:)
Zrezygnowałem z jazdy w deszczu i do domu dotarłem metrem, a następnie autobusem, pierwszy raz wracałem autobusem z m. Wilanowskiej z rowerem...
Wielkie dzięki Łasic za świetną wycieczkę, trzeba kiedyś się wybrać w tamte tereny, ale pociągiem, żeby nie tracić czasu na dojazdy (jakieś 70-80km).
hz33% fz40% pz24%
Kategoria s10, 100-200km, ro, ze zdjęciem
WaypointRace Pruszków 2010
d a n e w y j a z d u
109.21 km
40.00 km teren
04:49 h
Pr.śr.:22.67 km/h
Pr.max:42.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: 4750 kcal
Rower:Accent Tormenta
Od samego rana pogoda rozpieszczała, słońce świeciło, a temperatura przyzwoita. W Pruszkowie jestem wcześnie, parę minut przed 9. Na start trochę sobie poczekałem, bo niecałą godzinę. Podczas oczekiwania spotykam Damiana który dzisiaj też jedzie PRO. Przed samym odjazdem zjawiają się znajomi z NRu i Samolot. Na początku planuję z nimi jechać. Przejazd honorowy przez miasto bardzo wolny. Już pod torem kolarskim, gdzie odbył się start ostry odbieramy mapy, parę minut i jazda.
12 – Jadę z Adrianem, Maćkiem, Łukaszem i paroma innymi osobami. Tempo jazdy mocne, wybieramy przeważnie asfaltowe warianty. Chwilę szukaliśmy punktu, ale poszło w miarę sprawnie.
11 – Z 12ki wyjeżdżamy… centralnie przez pole, na zakręcie wraz z Maćkiem decydujemy się, że wolimy dłuższą, ale asfaltową drogę, cała grupa jedzie inaczej. Trochę schrzaniłem z zakrętem (za wcześnie), ale po chwili byliśmy już na dobrej drodze. Przy lampionie jest już parę osób więc szybko odnaleziony.
10 – Uczepiamy się dwójki innych zawodników, trochę ryzykujemy, bo jedziemy za nimi w ciemno, na szczęście bez błędów, na drodze 579 doganiają nas Łukasz i Adrian. Znów dużo szybkiej szosy. W lesie pakujemy się bagno, buty już mam całe mokre, ale jest tak ciepło, że w niczym mi to nie przeszkadza. Przy szukaniu waypointa tracimy ponad 20 minut, rezygnujemy, ale jadąc Łukasz zauważa lampion:)
9 – Dla odmiany tym razem trochę lasu i szutrowych ścieżek, od tego momentu jedziemy w składzie: Samolot, Łukasz i ja. Na szukanie nie tracimy dużo czasu, jak na razie nawigacyjnie świetnie
8 – W lesie zaczyna się błotko, tempo jazdy cały czas mocne, powoli czuję, że niedługo mnie odetnie, ale dzielnie jadę. Na asfalcie mijam wspomnianego wcześniej DMK77, Łukasz znajduje punkt szybko i bezproblemowo.
7 – Od samego początku odbijamy na asfalt, hehe, dziś bardziej szosowo niż terenowo, ale tak jest łatwiej i szybciej. Kończy mi się powoli woda w bukłaku. Przekonujemy się, że wiele ścieżek na mapie zaznaczonych jako gruntowe są w rzeczywistości wyasfaltowanymi. Znów przy samym punkcie nawigacja bezbłędna, ze mną coraz gorzej.
4 – Proponuję zrobienie trochę większej pętli, ale za to drogami utwardzonymi, wszyscy na to przystają więc jedziemy. Maciek ma problemy żołądkowe, ale dalej jedzie. Punkt poszedł szukać Łukasz, a ja czekałem na Samolota.
5 – Od ponad 10km mam pustki w bukłaku, a sklepu nie ma żadnego, co za pech. Po przejeździe przez E67 znajdujemy bar, po zakupach i zjedzeniu lodów jedziemy dalej. Niby trochę czasu straciliśmy, ale wszyscy tego potrzebowali, bo nikt nie wyglądał na niezmachanego. Waypoint na mapie trochę nieprecyzyjnie umieszczony, ale znajdujemy. Niestety trochę czasu poleciało (10-15min) Ludzie wyjeżdżający z punktu straszą jakimś błotem, w rzeczywistości trochę przesadzają. Spotykamy Adriana, który ma parę punktów mniej niż my.
6 – Wyjeżdżając z 5ki jakaś gałąź wleciała mi w tylną przerzutkę, która się lekko pokrzywiła. Koledzy uciekają mi, ale po mocnym pościgu doganiam ich. Standardowo wybieramy jak najwięcej szos, po punkt zajeżdżamy ze złej strony i trzeba przejść cały sad.
3 – Czasu mamy sporo bo około 1h, a zostały tylko 3 waypointy, tak przynajmniej wydawało się na początku. Plany są różne, ale mamy jechać 3, 1, 2, meta. Tym razem zasmakowaliśmy większej dawki terenu. Samego punktu już niestety nie pamiętam.
2 – Najpierw czerwony szlak, następnie trochę zielonego. Na miejscu burza, grad i ulewa. Czasu jak się okazało nie starczyło nam, wszyscy trochę pogubiliśmy się i odpuściliśmy. Do końca czas 20 minut więc szybka decyzja – wracamy. Aż do mety w deszczu, więc testuję kupioną w czwartek kurtkę.
Na metę dojeżdżamy o 16:22, czas jak się okazało był jednak do 16:45, gdyby nie deszcz można było się skusić o 2kę. W tym roku znacznie więcej nawigowałem, impreza bardzo udana, dobrze zorganizowana, nawet szlauch z wodą był :D Według wstępnych wyników zająłem 53 miejsce na 87 zawodników, więc szału nie ma. Na mecie czekają już wszyscy na nas łącznie z Ewą i Artkiem, którzy przyjechali pokibicować.
Do zobaczenia za rok!
Kategoria s10, 100-200km, zawody, ro
Majówka 2010 - dzień 2
d a n e w y j a z d u
102.60 km
62.00 km teren
04:14 h
Pr.śr.:24.24 km/h
Pr.max:50.00 km/h
Temperatura:
HR max:195 ( 97%)
HR avg:177 ( 88%)
Kalorie: 2801 kcal
Rower:Accent Tormenta
Rano jest cieplej niż wczoraj, spokojnie można jechać na krótko. Moje smopoczucie średnie, bo niestety, ale wczoraj trochę się przeziębiłem. Przed wyjazdem jeszcze szybkie czyszczenie napędu po wczorajszej jeździe, założenie numerka i chipa. Wyjeżdżamy o 9:45 rowerami w składzie: ja, Ewa, Artek, Łasic. Spokojnym tempem docieramy do Nidzicy. Okazuje się, że Artek przed startem łapie gumę, ale zdążył wymienić dętkę. Tym razem startuję z 3 sektora, mój cel na dzisiaj - utrzymać sektor. Start szybki, za szybki, ale się jakoś trzymam. Próbuję jechać za Artkiem, ale ucieka mi. Po wjeździe do lasu wyprzedzam kogoś co jakiś czas. Trasa świetna, szybka, najlepsza na jakiej jechałem. Po kilku km doganiam i wyprzedzam Adriana, a potem Olę. Pierwszy bufet po około 1h jazdy, łapie Powerade i dalej ogień. Pierwsza góreczka robi na mnie nie małe wrażenie, ale jakoś lekko mi się pod nią podjeżdża. Gorzej na zjeździe, w zakrętach uciekają mi poprzedzający mnie zawodnicy. Po zjeździe odcina mnie totalnie, jadę swoim spokojnym tempem. Jestem ciekaw kiedy wyprzedzi mnie Tomek, który mija mnie mówiąc "Siema" przed górską premią. Nie wiem dokładnie na którym to było kilometrze, ale za mną przebiega sarna, która chwilę później wbiega centralnie w goniącą mnie grupę. Nieszczęśnik na mecie miał chyba wstrząs mózgu i zwichnięcie kręgosłupa (?). Po 45km odzyskuję siły i doganiam jednego kolesia z którym jadę aż 10km. Puls mam strasznie niski, bo w granicy 170-175, a zmęczenie spore. Na ostatnich kilometrach wyprzedzam, gonię, wyprzedzam... Na metę wpadam z innym zawodnikiem, który pewnie i tak mnie wyprzedził, bo startował z niższego sektora, ale kreskę przekraczam pierwszy.
Spotykam już parę osób, Marcin pojechał świetnie, miał tylko około 7minut straty to pierwszego. Artka już nie było, bo robił zdjęcia przed metę, ale miał jakieś 7 minut przewagi nade mną. Chwilę po mnie przyjeżdża Ola, Mhop, Adrian i Ewa. Jeśli chodzi o wynik to wcale nie najgorzej, bo procentowo miałem 81,6% w open i 91,2% w MJ, ale wg. mnie gdybym był w lepszej kondycji mógłbym parę minut urwać. 3 sektor na szczęście utrzymałem, jeśli chodzi o naszą małą rywalizację z Tomkiem, w Otwocku tym razem ja zrewanżuję się :D Z jazdy nie jestem w ogóle zadowolony:(
Czekając na tombolę dojeżdża jeszcze Łasic, który pojechał na giga i zdobył najwięcej punktów dla drużyny. W tomboli Adrian wygrywa ramę Giant XTC2, szczęściarz...
Po maratonie jedziemy do restauracji na obiad, a później szybko uciekamy do pensjonatu, bo robi się strasznie zimno.
Wszelkie dane z pulsaka podaję tylko z maratonu.
Czas - 02:39:00
Open - 145/507 (02:09:41)
M1 - 6/19 (02:25:05)
hz0% fz2% pz98%
Kategoria s10, 100-200km, Jabłonka 2010, zawody, ro, ze zdjęciem
1 - dojazd na święta
d a n e w y j a z d u
107.42 km
0.00 km teren
04:04 h
Pr.śr.:26.41 km/h
Pr.max:54.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:145 ( 73%)
Kalorie: 3123 kcal
Rower:Accent Tormenta
Trasa: Mroczno - Nowe Miasto Lubawskie - Nowy Dwór Bratiański - Iława - Susz - Dzierzgoń - Kalwa - Sztum
Do Mroczna z Piaseczna dojechałem samochodem. Zastanawiałem się czy jest sens jechać rowerem, bo rano nie czułem się najlepiej. Pogoda była ładna, wiec zdecydowałem się. Do Nowego Miasta Lubawskiego miałem cały czas pod bardzo mocny wiatr. Od samego początku trasa bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Żadnego płaskiego fragmentu, cały czas pod gore i na dol. Droga baaardzo interwałowa:) Za Nowym Miastem Lubawskim to samo, a nawet jeszcze ciężej, podjazdy znacznie dłuższe. Co chwila mijam, albo las, albo jezioro. Odcinek od Nowego Dworu Bratiańskiego do Iławy niesamowity, pagórkowata droga prowadząca przez las świetna, tylko gdyby nawierzchnia byłaby w lepszym stanie. Przez Iławę przebijam się w miarę sprawnie. Od teraz jadę znana mi trasa z lipca. Tak wiec do Susza pod wiatr, ale bardziej płasko. Po 56km jazdy bez żadnych przerw, pod wmordewind i momentami męczarni na podjazdach nie miałem kompletnie sil. Zatrzymuje się w sklepie na "popas". Kupiłem paręnaście prze smacznych ciasteczek, sok i wodę. Po 10minutach chęć do jazdy powróciła i od raz kręciło mi się przyjemniej. Do samego Sztumu czyli przez następne 60km trasa znów interwałowa, może nie aż tak bardzo jak do Iławy. Do samego końca jadę już bez żadnych przerw. Do domu dojeżdżam wymęczony, podjazdy i wiatr dały mi nieźle popalić. Mimo względnie niskiego pulsu (organizm tez był trochę osłabiony przez przeziębienie), próbowałem podjeżdżać siłowo więc mięśnie bolą jak nigdy:)
Zdjęcia są byle jakie, bo prawie wszystkie robione podczas jazdy.
hz28% fz49% pz22%
Kategoria s10, 100-200km, samotnie, sliki, Sztum, ze zdjęciem
kolejna setka do kolekcji
d a n e w y j a z d u
108.46 km
1.00 km teren
03:59 h
Pr.śr.:27.23 km/h
Pr.max:42.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:179 ( 90%)
HR avg:139 ( 70%)
Kalorie: 2963 kcal
Rower:Accent Tormenta
Pogoda od rana była wyśmienita. Około 18*C, słoneczko, ale jak zwykle wiatr. O 13.30 umówiłem się z Tomkiem w Magdalence na szosowe kilometry. Na początek skierowaliśmy się na Tarczyn. Po drodze było parę moich wpadek nawigacyjny, dzięki czemu pierwszy raz w tym roku wjechałem w teren bez śniegu :D W Złotokłosie zrobiliśmy krótki postój na smaczne ciastka. Drogą na Mszczonów jechało nam się bardzo dobrze, mała ilość samochodów i niezłej jakości asfalt to super połączenie. Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Mszczonowa do którego ostatecznie nie dotarliśmy przez koniec pewnej drogi. Nawrót i tym razem w stronę Żabiej Woli, a następnie do Grodziska Mazowieckiego. Za Otrębusami rozdzielamy się, od tego momentu aż do Piaseczna mam non stop pod wiatr, ale jadę szybko, bo robi się zimno. Przed Bobrowcem podczas wyjmowania aparatu z torby podsiodłowej wypada mi on z rąk i leci na asfalt. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko działa jak powinno, strasznie się porysował, ale nic po za tym:)
Dzięki Tomek za świetną wycieczkę, do zobaczenia w niedziele;)
hz43% fz41% pz13% średni puls liczony wraz z niektórymi postojami dlatego taki niski.
Kategoria s10, 100-200km, sliki, ze zdjęciem
pożegnanie zimy
d a n e w y j a z d u
131.62 km
0.00 km teren
04:57 h
Pr.śr.:26.59 km/h
Pr.max:49.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:148 ( 74%)
Kalorie: 3980 kcal
Rower:Merida Kalahari K8 custom
Setka chodziła mi po głowie od jakiegoś tygodnia. Wczoraj przed snem wszedłem na forum nocnego roweru i okazało się, że są plany na objazd Kampinosu. Bez zastanowienia ustawiłem budzik na 8 i poszedłem szybko spać (było już po północy, czyli za dużo nie pospałem). Z domu wyjechałem po 9. Do Wilanowskiej z wiatrem, czyli szybko. Na placu zamkowym byłem już o 10.15 więc miałem 45minut. O 11 zjawiło się 6 osób (dwie na szosówkach, reszta na góralach). Ustaliliśmy, że jedziemy krótszą pętle. Przez Warszawę spokojnie. Po wyjeździe z miasta tempo trochę mocniejsze, Sławek na swoim góralu (co więcej na terenowych oponach) pocinał pod wiatr 28-32kmh. Dwaj koledzy mieli ograniczony limit czasu, więc zawrócili po 20-30km. Leszno osiągnęliśmy w miarę szybko. W stronę Roztoki jakby z wiatrem, inicjatywę znów przejął Sławek, 35-45kmh to była normalka:D Na drodze mniej tirów niż w czerwcu. Przed Aleksandrowem odbiliśmy na Leszno, znów wiatr pomagał. W okolicach Janówka pod koła Ewy wbiega pies. Wywrotka wyglądała bardzo nieciekawie, bo poleciała na moje przednie koło. Na szczęście nikt nie ucierpiał na zdrowiu:) Gorzej ze sprzętem, owijka zadrapana, lewa klamkomanetka chyba połamana. U mnie znacznie mniejsze szkody, tylko lekkie skrzywienie przedniej obręczy i jedna szprycha do wymiany. Od tego momentu tempo znacznie spokojniejsze, co nie znaczy, że spokojne:D Przed Czosnowem w ostatniej chwili zauważyłem jadących z naprzeciwka Damiana i Jacka. Niestety tak szybko przemknęli, że zdążyłem tylko machnąć i krzyknąć "Witam". Droga do Warszawy minęła szybko i przyjemnie. Udaliśmy się do baru pod rurą. Po paru dłuższych chwilach ruszyłem do domu. Od Agrykoli zaczęło padać, a na Poleczkach rozpadało się na dobre, ale deszcz był bardzo przyjemny, taki wiosenny, do domu dojechałem calutki mokry:)
Co mnie cieszy, to to, że ani razu nie odcięło mi prądu mimo ekstremalnie wysokich pulsów, nie ma co patrzeć na średni, bo sigma coś dziwnie nalicza...
hz23% fz36% pz37%
Kategoria ze zdjęciem, sliki, 100-200km, s10
zimowa setka - 7000km!!!!!!!
d a n e w y j a z d u
113.15 km
0.00 km teren
04:49 h
Pr.śr.:23.49 km/h
Pr.max:45.61 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: kcal
Rower:Merida Kalahari K8 custom
Wczoraj ktoś na forum dał wiadomość, że ma ochotę na przejechanie stu kilometrów. Od razu odpisałem, umówiliśmy się na niedzielę. Myślałem czy czasem nie zakładać slików, było sucho i mieliśmy jechać przeważnie asfaltami, ale nie chciało mi się;) Pogoda była wyśmienita, około 2*C, słonecznie. Przed jazdą jeszcze musiałem pojechać rowerem do decathlona. Ledwo co się wyrobiłem, ale równo o 12 wyruszyliśmy spod Kabat w stronę Góry Kalwarii. Niestety cały czas pod wiatr. W GK zrobiliśmy krótką przerwę i w drogę. Wróciliśmy drogą jak w lipcu, wiatr już tak nie przeszkadzał, bo wiał z boku. Gdy dojechałem do domu brakowało mi 5km do 100, więc zrobiłem jeszcze pętlę ok. 20km Puławską, potem w stronę Dawid, Nowej Woli, Nowej Iwicznej. Pod koniec złapał mróz, przez co zrobiło się trochę ślisko.
Dziś bez pulsometru, zapomniałem...
Przy okazji wraz z BS przejechałem już 10000km, a w 2009r. 7000km!!!!!!!!!
łańcuch 8915
Kategoria s09, 100-200km, ze zdjęciem